SIEDLCE

PIKNIK SĄSIEDZKI
24/06/2017


Postawili w tym roku na solidarność z sąsiadem, który choć mieszka obok, pozostaje anonimowy. Byli nowi gdańszczanie zza wschodniej granicy, opowieści o książkach i wegańskie słodkości, ale i poważniejsze rozmowy o uchodźcach, prawach kobiet i ochronie zwierząt. Już po raz 6 w Siedlcach świętowaliśmy ZROZUMIEĆ SIERPIEŃ.

Zapowiadało się nie najlepiej. Dziesiąta z hakiem, a park Bema na Siedlcach świecił pustkami, choć piknik sąsiedzki miał się rozpocząć o dziesiątej. Organizatorzy dopiero wieszali wystawę fotografii i rozkładali leżaki. Leżaki? Może bardziej przydałyby się parasole? Niebo zakryte szarą ścierką, jeszcze pół godziny wcześniej kropiło. Rok temu to właśnie kapryśna aura sprawiła, że Świetlica Krytyki Politycznej w Trójmieście wycofała się z udziału w projekcie ZROZUMIEĆ SIERPIEŃ. Chciała zorganizować pokaz filmów pod chmurką, tylko kto by pod nią wysiedział podczas zlewy?
W tym roku znów zaryzykowała plener. Partnerem zostały Gdańskie Dni Sąsiadów.
– Postawiliśmy na solidarność z sąsiadem, który mieszka obok nas, a go w ogóle nie znamy – mówi Elżbieta Rutkowska z Krytyki Politycznej, która swoja siedzibę ma na Siedlcach. – A że na Siedlcach ten sąsiad coraz częściej mówi po rosyjsku i ukraińsku, postawiliśmy również na wielojęzyczność.
Motywami przewodnimi pikniku stały się więc wielokulturowość i książki.
– Bo książka jest narzędziem kultury, który tworzy więzy – wyjaśnia Rutkowska – a w przestrzeni, którą tworzą książki można odnaleźć drugiego człowieka.

Skoro mają doświadczenie w piknikach, to wiedzą, że nikt nie przychodzi na nie punktualnie. Zresztą park to nie korpo, a piknik to nie nasiadówa gadających głów, nie trzeba wiecznie spoglądać na zegarek, można się wyluzować. A że luz jest zaraźliwy, to i niebo rozpięło kurtkę z chmur, a pierwsze promienie słońca zaczęły ogrzewać kolorowe leżaki, co przysiadły na trawie jak motyle.

Na trawie rozłożyła też swoje dzieła Nataliia Kovalyshyna z Ukrainy, która mieszka w Polsce wraz z synem od 3 lat, na co dzień pracuje w Centrum Wsparcia Imigrantów i Imigrantek, a dorabia opiekując się dziećmi. Prezentuje misternie haftowane koszule i tkaniny.
– Trzeba liczyć każdą nitkę – opowiada o precyzyjnym szarym wzorze, zwanym po ukraińsku „wyrizowanje”, oplatającym lnianą tunikę. Pracowała nad nią rok.
– Ale tylko w wolnych chwilach – zastrzega Nataliia. – Gdybym siedziała po osiem godzin dziennie, zajęłoby to dwa i pół miesiąca.
Tkanina w czerwono-niebieski haft przedstawiającym dzban i pnące się w górę kwiaty nie jest tak misterna jak koszule, ale urzekająca.
– To drzewo życia, symbolizuje rodzinę, dzban to przodkowie, kwiaty kolejne pokolenia. Słońce na górze to nowe życie i boże błogosławieństwo.
Niektóre motywy, zwłaszcza niebieskie kwiaty na białej koszuli Natalii, przypominają wzory kaszubskie. Inne, czerwone, podobne są do zdobień białoruskich. Sztuka ludowa pokazuje, że nie tylko języki łączą Słowian.

Z tymi podobieństwami języków trzeba jednak uważać. Katarzyna Brodowska, która trzy lata temu przyjechała do Gdańska z Kijowa i pracuje jako tłumaczka w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim, opowiada podczas pikniku o słownych pułapkach.
– Bielizna po polsku to wiadomo co, a po rosyjsku po prostu coś białego. Jak macie w Rosji ochotę zjeść kawior i o niego poprosicie, to dostaniecie dywan, bo Rosjanie na kawior mówią ikra. A czy ktoś zna podobne pułapki? – dopytuje Katarzyna.
– Urok – rzuca ktoś ze słuchaczy.
– Zgadza się, to po rosyjsku lekcja. A jak mężczyzna powie Rosjance, że ma urodę, to ta się obrazi, bo uroda to coś brzydkiego.
Inne słowne pułapki mogą być jeszcze bardziej kłopotliwe.
– Koleżanka na pierwszej randce w Polsce powiedziała chłopakowi, gdy ją podwoził do domu, że się nie rozbiera w samochodzie. Bo rozbierać się po rosyjsku, to znać się na czymś.
Katarzyna Brodowska mówi, że Ukraińcy mają przekonanie, że w polskich słowach trzeba literę r zmieniać na rz/ż. Jak rjeka/rzeka. Dlatego jej inna koleżanka poprosiła w sklepie o… papież toaletowy.

Wzdłuż parkowej alei stanęły drabiny, pełniące funkcję regałów z książkami, zbieranymi do międzynarodowej biblioteki bookcrossowej, czyli takiej, gdzie nieodpłatnie można przekazywać sobie książki po to, by znalazca mógł je przeczytać i przekazać dalej. Między drabinami zawisły fotografie słowackiego artysty Tomasa Rafy. Duże kolorowe wydruki wprowadzają niepokój w sielską atmosferę pikniku. Krzycząca kobieta wspina się wraz z tłumem innych uchodźców na żelazny płot, a w tle panie wygrzewają się na kolorowych leżakach. Ciemne dłonie przyrządzają w garnuszku cienką zupę na tle zajadających wegańskie słodkości. Zdjęcia pokazują obóz uchodźców w Idomeni w Grecji i granicę serbsko-chorwacką.
– Idomeni to był chyba największy obóz uchodźczy w Europie po II wojnie światowej – opowiada Rafa, który był tam w kwietniu 2015 roku.
Fotograf od sześciu lat pracuje nad projektem pod hasłem „Nowy nacjonalizm”. W parku znalazła się nieduża część wystawy, która jeździła z Krytyką Polityczną po Polsce.
– Nie mogliśmy przez trzy miesiące znaleźć miejsca na wystawę, albo zajęte terminy, albo się boją, że ktoś szyby w galerii wybije – mówi Paweł Stacewicz z Krytyki.
Ela Rutkowska dodaje:
– Nie mogliśmy na pikniku pokazać zbyt mocnych zdjęć z polskimi nacjonalistami, bo to jest piknik integracyjny, a takie zdjęcia raczej dzieliłyby ludzi.

Wegańskimi słodkościami częstują dziewczyny ze stowarzyszenia Otwarte Klatki. I zbierają podpisy pod petycją przeciwko bolesnemu okaleczaniu prosiąt, które kilka dni po urodzeniu są bez znieczulenia kastrowane, przycina się im ogony i zęby.
– Myślę, że przez to co robimy, otwieramy zwierzętom małą furtkę wolności. Tak jak sierpień ’80 otwierał furtkę wolności ludziom – dzieli się przemyśleniami Joanna Sumińska z Otwartych Klatek.
Petycję podpisali państwo Ksenia i Michał Bagniewscy.
– Cieszę się, że jest na tym pikniku integracja ze zwierzętami, a nie tylko z ludźmi – komentuje Michał Bagniewski.
Państwo Bagniewscy przynieśli do bookcrossowej biblioteczki rosyjską klasykę w oryginale – Czechowa, Dostojewskiego, Gogola.

Po drugiej stronie parkowej alei piknik jest coraz żywszy. Trwa spotkanie mieszkańców Siedlec zagrożonych eksmisją z radcą prawnym Marcinem Grudzińskim, Ukraińcy i Białorusini opowiadają o wydawanych w ich językach książkach. Adrianna Halman z Krytyki prowadzi dyskusję o ostatnio czytanych książkach. Rekomenduje „Opowieść podręcznej” Margaret Atwood, „Ósme życie” Nino Kharatishvili i „Pokój” Emmy Donoghue.
– Dlaczego w ostatnich latach wydaje się tyle feministycznych książek o kobietach, ich walce? Czemu znów jest potrzeba o tym rozmawiać? – pyta Adrianna.
– Myślę, że jest to kwestia wolności, która jeszcze nie została zdefiniowana – odpowiada Joanna, uczestniczka pikniku – To że mamy prawa, to wolność wewnętrzna. Wolność, z której możemy korzystać na zewnątrz nie została określona. Przyszedł czas, żeby to zdefiniować.

Z kilkunastu gardeł amatorskiego chóru TAK (Trójmiejska Akcja Kobiet), zawiązanego z okazji Manify 2015, rozlega się na melodię piosenki „Felicita” gromkie: „Rewolucja!”.

tekst i fotografie: Przemysław Kozłowski

Galeria foto