ANIOŁKI

MIŁO CIĘ WIDZIEĆ SĄSIEDZIE! / NICE TO SEE YOU NEIGHBOUR!
20/08/2017


Co decyduje o tym, że lubi się miejsce swojego zamieszkania, że chce się je zmieniać na lepsze, że łączy człowieka z sąsiadami więcej niż krótkie „dzień dobry”? Miło cię widzieć sąsiedzie – mówią do siebie na Aniołkach, żeby poznać się lepiej i wystawiają żółtą skrzynkę „Darów dla Kaszub i Borów”, co jest najpewniej jedynym pozytywnym aspektem wichur, które przeszły nad Pomorzem. Zapraszamy do Zielonego Parku.

– Jesteśmy dzielnicą dość specyficzną – tłumaczy powody zorganizowania festynu Anna Golędzinowska, przewodnicząca zarządu Rady Dzielnicy Aniołki, inicjatorka udziału w projekcie ZROZUMIEĆ SIERPIEŃ. – W samym sercu mamy duży kampus uniwersytecki, a mieszkańcy ze wschodnich i zachodnich stron dzielnicy często się nie znają. U nas nie ma domu kultury, jakiegoś rynku czy przestrzeni, która w naturalny sposób skupiałaby mieszkańców. Festyn więc jest pretekstem, żeby wyciągnąć ludzi z domu, żeby zamienić słowo z kimś znanym tylko z widzenia.

Saga sąsiedzka
Choć Dorota i Jacek Starościakowie od kilku lat mieszkają w Sopocie, nie mogło ich dzisiaj zabraknąć. Właśnie przywitali się serdecznie z zaprzyjaźnionym małżeństwem, mieszkającym teraz w Kanadzie. Jacek Starościak – mieszkający na Aniołkach od chwili narodzin w 1947 roku, pierwszy demokratycznie wybrany prezydent Gdańska, autor „Wspomnień gdańszczanina”, jednej z trzech okołoaniołkowych książek – wskazuje na trzy tonące w zieleni domy ludzi, którzy w swoich książkach też wspomnieli o Aniołkach.
– Tu mieszkał profesor Jerzy Krzyżanowski ze Lwowa. Napisał książkę z córką Magdaleną Krzyżanowską-Mierzewską „Według ojca, według córki. Historia rodu”. A w tym domu mieszkał znienawidzony Kociołek, gdy był I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku – opowiada Jacek Starościak.
Stanisław Kociołek był w grudniu 1970 roku wicepremierem, oskarżony został o współodpowiedzialność za masakrę na Wybrzeżu. „Krwawy Kociołek, to kat Trójmiasta” – napisał o nim Krzysztof Dowgiałło w tekście swojej „Ballady o Janku Wiśniewskim”.
– Po Kociołku mieszkanie dostała od państwa rodzina słynnych gdańskich pięcioraczków – opowiada dalej Jacek Starościak. – Jeszcze później zamieszkała tu rodzina z trzynaściorgiem dzieci. Oni chowali świnie i smród roznosił się po okolicy.

Świece pod drzewami
Obok kolejne ważne miejsce – kościół Pallotynów pw. Matki Bożej Częstochowskiej, z którego właśnie nadchodzi po mszy ks. Tomasz Kawczyk.
– O, przyszedł przedstawiciel najważniejszej organizacji w dzielnicy! – rzuca wesoło mężczyzna w koszulce z Lennonem obsługujący grilla.
– Tak, dzieci wam przyprowadziłem – zagania do bufetu swoje owieczki duszpasterz akademicki.
Po strawie duchowej czas na strawę fizyczną.
– Rola kościoła Pallotynów była ogromna – przyznaje Jacek Starościak. – Pierwszy proboszcz Eugeniusz Dutkiewicz był bardzo zaangażowany, organizował spotkania opozycji, a po wprowadzeniu stanu wojennego pomagał aresztowanym i rodzinom internowanych. No i był współzałożycielem ruchu hospicyjnego w Polsce.
Jacek Starościak wstąpił do Solidarności w 1980 roku. Angażował się w prace diecezjalnej komisji charytatywnej.
– Natomiast tu, gdzie się dziś spotkaliśmy, w tym pięknym parku, był podupadający cmentarz. Tam, gdzie jest plac zabaw, myśmy grywali w piłkę. I nieraz mocniej kopnięta piłka wpadała do otwartego grobu.
Z kolei jego żona Dorota Starościak, jako studentka nieodległej Politechniki Gdańskiej, brała udział w czynie społecznym i likwidowała stare groby, ładowała na ciężarówki krzyże.
– Jeszcze długo potem na święto zmarłych palono w parku świece pod drzewami – wspomina.

Ślimaki piją piwo
Festyn w parku zorganizowała w ramach ZROZUMIEĆ SIERPIEŃ Rada Dzielnicy Aniołki. Radny Piotr Krzysztofiak gra na gitarze i śpiewa polskie szlagiery. Ludzie wylegują się na kocach i leżakach lub grają w badmintona i inne gry plenerowe, są też gry planszowe, przestrzeń kreatywności dziecięcej oraz warsztaty z sadzenia roślin doniczkowych i ogrodowych.
– Lubczyk mi co roku rdzewieje – szuka porady jedna z uczestniczek warsztatów.
– Może ma za mokro albo chorują rośliny w sąsiedztwie – odpowiada Paulina Urbańska z firmy Ruta Urban Garden, pomagając dobrać odpowiednią roślinę do przyniesionej doniczki.
Inne panie skarżą się na ślimaki i dopytują o humanitarny sposób pozbycia się szkodników.
– Może jest jakaś roślina, która je odstrasza? One wszystko żrą, nawet same siebie zjadają. Okropne są.
– Pułapki piwne nie działają – komentuje sąsiadka. – U mnie piwo wypijały i dalej żarły rośliny.

Anna Golędzinowska – która napisała doktorat o kształtowaniu przestrzeni publicznych po transformacji 1989 roku i zajmuje się na co dzień planowaniem przestrzeni – przyznaje, że dziś radni wsłuchują się szczególnie w sąsiedzkie rozmowy.
– Jesteśmy otwarci na wszystkie uwagi i propozycje, co jeszcze możemy zrobić dla dobra dzielnicy.
W żółtej skrzynce z napisem „Dary dla Kaszub i Borów” i obok niej piętrzą się środki czystości, ręczniki, dziecięce plecaczki, ale też arbuz. Informację o zbiórce zorganizowanej wraz z PCK opublikowano wcześniej na portalu społecznościowym, więc ludzie wiedzieli co można przynosić.
– Tydzień temu miało miejsce wydarzenie, w którym wielu ludzi straciło swój dobytek – Anna Golędzinowska przypomina o tragicznych w skutkach nawałnicach, które przeszły przez Pomorze. – Mamy teraz okazję wykazać się solidarnością z nimi. Jeśli ktoś się chce podzielić, zapraszamy do pomocy.

Tekst: Przemysław Kozłowski
Zdjęcia: Grzegorz Mehring / Archiwum ECS

 

Galeria foto